Winny szok
I’m proud to introduce you to my first column in Polish. Originally published in Restauracja magazine. Scroll down to the English translation. Only if you need 🙂
Od mojej pierwszej wizyty w Polsce minęła ponad dekadę. A w Wiśle upłynęło dużo wody. Kraj te kilkanaście lat temu był w moim odczuciu bardziej szary, głęboko martyrologiczny, bardziej zamknięty. Nie było aż tylu kawiarni. Nie wspominając o wine barach i czy ogródkach restauracji. Kultura wina praktycznie nie istniała. Ile razy musiałam delektować się zupą barszcz i ruskimi pierogami z parującą filiżanką herbaty? Co najwyżej, gdy słońce zachodziło (wcześnie, zawsze za wcześnie) na stół wpadały kieliszki wódki, które ożywiały wieczory, by zakończyć to wszystko w chmurze romantyzmu, która spowija Polaków.
Dziś, po ponad dwóch latach życia w Warszawie, obraz się zmienił. Dramatycznie. Nie tylko ożywiła się produkcja lokalnych win (dziś ponad 600 hektarów uprawia się z północy na południe), ale życie codzienne, przynajmniej w dużych miastach, jest bardziej kolorowe, różnorodne i świąteczne. Od czwartków (nowych piątków) prawie niemożliwe jest znalezienie stolika o zachodzie słońca. Na tarasach kawiarni i restauracji nie ma gdzie wcisnąć szpilki. W soboty i niedziele w najbardziej hipsterskich dzielnicach często można zobaczyć pary, które podczas brunchu delektują się zbyt modnymi jajkami po benedyktyńsku i kieliszkami Prosecco (eufemizm, który zastępuje śniadanie, by wypić alkohol bez wyrzutów sumienia). Nowe pokolenia pytają, próbują, uczą się, a przede wszystkim cieszą.
Według firmy konsultingowej Wine Intelligence, w 2020 roku, 54% Polaków piło wino przynajmniej raz w tygodniu lub częściej, choć oczywiście w większości jest to cały zastęp przeciętnych win półsłodkich. Nigdy nie znałam słodszego podniebienia niż polskie! Przyszłość wina na tym wielkim rynku liczącym 40 milionów mieszkańców jest więcej niż pomyślna. Zjawisko to znajduje odzwierciedlenie w rosnącej liczbie winnic na świecie poszukujących lokalnej reprezentacji, w różnorodności flag wypełniających gondole supermarketów, w otwieraniu coraz to nowych winiarni, sklepów specjalistycznych, restauracji z profesjonalnymi kartami win i konsumentów co raz bardziej ciekawych i wymagający.
W ćwiczeniu socjologicznym czy też tak zwanej inteligencji rynku udało mi się zidentyfikować różne typy konsumentów, a raczej plemiona, które podchodzą i czynią ten szlachetny produkt jakim jest wino, swoim własnym z różnych punktów widzenia i zainteresowań:
Beznadziejni tradycjonaliści: Osoby, które nie piją wina, chyba, że czują się do tego zobligowani na chrzcinach, weselach lub podczas mszy! Ledwo zwilżają usta, by się podporządkować, a potem wracają, jak syn marnotrawny, do swoich ulubionych mikstur.
Uważni tradycjonaliści: Ludzie, którzy słyszeli o dobroczynnych właściwościach wina lub kultury śródziemnomorskiej i ładują do wózka w supermarkecie butelkę półsłodkiego wina od słowiańskiego sąsiada, takiego jak Mołdawia lub Bułgaria.
Podłączeni do sieci hipsterzy: Osoby, głównie należące do pokoleń M & Z, które zazwyczaj szukają nieznanych, wyjątkowych lub szczerych win, wówczas, gdy opije im się już kumbucha. Oczywiście.
Radykalni weganie: Wielbiciele zwierząt, wyznający do nich głęboką miłość (dzisiaj często widuje się pary prowadzące kota na smyczy). Kwestia zdrowia nie jest tu głównym faktorem. Wolą sok z aronii, ale od czasu do czasu piją wino, o ile jest ono ekologiczne i wegańskie. Certyfikowane.
Osoby często podróżujące: Ci, którzy często podróżują (nie tylko na Zanzibaru) i którzy próbowali różnych kuchni i win świata, a nawet odwiedzali winnice. Poszerzyli lub wzbogacili swoje podniebienia. Próbują znaleźć w Polsce te same wina, które zachwyciły ich we Włoszech czy Francji, przez zmuszają importerów do wyjścia ze swojego status quo.
Zadarte nosy: Ludzie, którzy nie wiedzą zbyt wiele o winach, przynajmniej dogłębnie (o ich nierozerwalnym związku z jego szczególnym pochodzeniem i ogromnym ładunkiem symbolicznym i kulturowym), ale którzy kupują, a nawet zarządzają własnymi piwnicami czy kolekcjami winami ze słynnymi etykietami, które kosztują niebotyczne sumy. Wino to dla nich znak statusu.
Talibowie wina: Ludzie, którzy tworzą bardzo szczególne braterstwo, rozprzestrzeniające się na świecie. Grupa ta ugania się za czystymi i „prawdziwymi” winami, produkowanymi na małą skalę, czy to naturalnym, biodynamicznym czy permakularnymi. Im rzadsze wino, tym lepiej.
Świadomi amanci: Ci, które rozumieją wino, a jeśli nie rozumieją, chcą zrozumieć. Jest to grupa przekrojowa, która chce nie tylko pić produkt bezpieczny i wysokiej jakości, ale także cieszyć się każdą chwilą życia. Wino nie należy do kategorii wellness (choć ma właściwości prozdrowotne), oni o tym wiedzą, ale jego spożywanie idzie w parze z dobrą rozmową, romantycznym wieczorem, la dolce vita, celebracją życia. Tu (i może właśnie nie gdzie indziej) leży przyszłość wina w Polsce.
………………………………………………………………………………………………………………………………………………
Wine Shock
It has been more than a decade since my first time in Poland. And a lot of water has passed through the Vistula river. The country, then, was grayer, deeply martyrological, always very indoors. There weren’t many coffee shops (why pay for a cup if I can have it at home, it was the dominant mentality.) Not to mention the “life” on terraces. Wine culture was practically non-existent. How many times did I have to savor a Borscht soup and Ruskie pierogis with a steaming cup of tea? At most, when the sun went down (early, always too early) the usual shots of vodka burst onto the table to end the soirée under a cloud of romanticism and nostalgia.
Today, after living in Warsaw for more than two years, the scene has changed. Dramatically. Not only the production of local wines has been reinvigorated (today there are more than 600 hectares planted from north to south,) but daily life, at least in large cities, is more colorful, diverse, and festive. Starting on Thursdays (the new Fridays) it is almost impossible to find a table at sunset. There is no room for a pin on the terraces of coffee shops and restaurants. On Saturdays and Sundays, in most hipster neighborhoods, it is common to see couples enjoying their too trendy Benedict eggs and glasses of Prosecco at brunch (a euphemism that replaces breakfast to drink alcohol without a bad conscience.) The new generations ask, try, learn and, above all, enjoy life.
According to Wine Intelligence, 54% of Poles drank wine at least once a week or more during 2020, although, of course, for the most part, that mediocre legion of semi-sweet wines. I have never known a sweeter palate than Polish! The future of wine in this market of 40 million inhabitants is more than auspicious. The phenomenon is reflected in the growing number of wineries in the world seeking local representation, in the diversity of flags that fill the gondolas of supermarkets, in the opening of new wine bars, specialized stores, restaurants with professional wine menus, and more and more curious and demanding consumers.
In a sociological or (mis) intelligence market exercise, I have been able to identify various types of consumers or rather tribes that approach this noble product from different angles and interests:
Traditionalists without a cure: Human beings who don’t drink wine, unless they feel compelled, at a fancy reception, wedding party, or mass! They barely moist the lips to comply and then return, like the prodigal son, to their favorite concoctions.
Attentive traditionalists: Human beings who have heard of the beneficial properties of wine or the Mediterranean way of life and purchase a bottle of semi-sweet from some neighboring country, such as Moldova or Bulgaria.
Connected hipsters: Human beings, mostly belonging to the M & Z generations, who generally seek out unknown, special, or honest wines, when they get bored of kombucha. Of course.
Radical vegans: Human beings who are animalistic or who profess a deep love for animals (today it is common to see couples walking their cats in baby trolleys). The health issue is not compromised. They prefer aronia juice, but from time to time they drink wine, as long as it is organic and vegan. Certificated.
Frequent flyers: Human beings who travel frequently (not only to Zanzibar) who have tasted the different cuisines and wines of the world, and have even visited wineries. They have broadened or enriched their palates. They try to find the same wines in Poland that amazed them in Italy or France and push importers out of their status quo.
Snob noses: Human beings who do not know too much about wines, at least in depth (of its indissoluble relationship with its particular origins and enormous symbolic and cultural load,) but who buy and even manage their own cavas with famous labels that cost an arm and a leg. Wine is a sign of status.
Wine Talibans: Human beings who form a very particular brotherhood, which grows like foam in the world, and pursues pure and honest wines, on a small scale, be it natural, biodynamic or permacular. The rarer the wine, the better.
Conscious lovers: Human beings who understand wine and, if they do not understand, want to understand. It is a transversal group, which not only wants to drink a safe and quality product but also to enjoy every moment of life. Wine does not fall into the wellness category (although it has healthy properties), they know it, but its consumption goes hand in hand with a good conversation, a romantic evening, la dolce vita, the celebration of life. Here (and perhaps not elsewhere) lies the future of wine in Poland.
Comments
Subscribe to our website
Be the first to receive our good news and event offers
0 Comments